Przyjaciółce (ku Nadziei) i światu dedykuje Autor
--Niepełnosprawność – bez względu na jej stopień oraz źródło pochodzenia – staje się faktem kształtującym życie coraz większej liczby ludzi na całym świecie; w związku z tym, winno się szerzej dyskutować nt. implikacji(czasem niestety, negatywnych), jakie powoduje ona w społeczeństwie postrzeganym in sensu largo, oraz w Rodzinach, bez których to pierwsze nie mogłoby istnieć.
Pozwolę sobie na wstępie na postawienie ryzykownej hipotezy o następującej treści:
Nie osoba obdarzona pewną swoistością w obrębie swoich możliwości psychosomatycznych, ale tzw. sprawne otoczenie zewnętrzne, często zamykające przestrzenie serc, rozumu i domów na spotkanie z bardziej wyrazistą Istotą, zdaje się być niedostosowane do zrozumienia powodów i realizacji wymogów Życia( oczywiście przy założeniu, iż przyczyną braku akceptacji jest obdarzenie omawianej Istoty przez Stwórcę, wielorako rozumianym darem niepełnej sprawności).
Istota ta bowiem, bez względu na to, jak jej możliwości postrzegają inni, posiada zawsze pełną sprawność: taką mianowicie, jaką u zarania stworzenia, przeznaczył Jej Bóg. Często nawet nie wie, że jest niepełnosprawna, nigdy bowiem nie (s)traciła sprawności: po prostu zawsze była i jest sobą. Na początku ma więc Ona już prawie wszystkie możliwe i potrzebne siły oraz zadatki darów, dane jej po to, by po rozeznaniu swego powołania, mogła służyć społeczeństwu . Musi tylko owe szanse wydobyć i rozwijać. Sprzyja temu paradoksalnie opór ze strony częstokroć „przeklinającego” otoczenia( tak, otoczenia, nie Pana – zwróćmy bowiem uwagę, że nic co pochodzi od Boga, nie może w Jego oczach nie być koniecznością, lub szansą na jeszcze pełniejsze dobro, zjednoczenie i radość) oraz wykorzystanie zasobów tkwiących w Rodzinie(dobro na ziemi zaczyna się właśnie w Niej, bo Ją pierwszą Stwórca uświęcił dla powstania i uwydatnienia pełni człowieczeństwa nas wszystkich ). Gdy Osoba o innej sprawności – przy współpracy, a nierzadko także poświęceniu tzw. domu rodzinnego, przezwycięży fenomen niekompatybilności i nieprzychylności zewnętrznych okoliczności życiowych, może oddać swej Rodzinie, krajowi i światu wielkie zasługi.
W tym właśnie punkcie dostrzegam światło pierwszej łaski, którą Bóg – ufam w to szczerze – zaplanował dla każdego, kto nie poddaje się łatwo.
Mówiąc o barierach, nie możemy nie zauważyć, że częściej niż zdolnego do szybszej adaptacji światowego zewnętrza, dotykają one serc ludzkich: co więcej, wymienione w drugiej kolejności barykady, bywają znacznie trudniejsze do przełamania.
Niepełnosprawność bowiem często przypomina ludziom o rzeczywistości ofiary i cierpienia. Bóg jednak – na mocy paradoksu – wywodzi stąd kolejną łaskę: tym razem znów wzmacniając nie tylko obdarowane specyficzną sprawnością osoby, ale też wszystkich ludzi. Ucząc, iż dlatego jesteśmy inni, by zwyczajnie nie zatracić swego człowieczeństwa, zagrożonego źle pojętą samodzielnością, zamknięciem na wszystko co poza dobrostanem ego – jednym słowem monadyzacją, która doprowadziła do upadku nie tylko Adama i Ewę, lecz przecież także trzecią część aniołów ( znamiennym zdaje się fakt, iż Lucyfer został oślepiony światłem WŁASNEGO rozumu, gdy zamknął się na Miłość płynącą z zewnątrz – tu z najwyższego i najpiękniejszego Źródła).
Niepełnosprawność uczy więc Miłości, czyli pośrednio poszanowania każdego Życia.
Autor ze zgrozą zapoznał się ostatnio z treścią wywiadu wyemitowanego w ramach audycji „Życie na Skale” (ang. Life on the Rock) (1), w którym zrozpaczona kobieta wyznała, iż została zmuszona do dokonania „zabiegu” aborcji przez swego partnera(sic!), który to grożąc jej bronią, zmusił do dokonania konkretnego wyboru, co wyrażone zostało słowami: chcesz żyć, czy umrzeć razem z nim (nie ujawniono, czy miało to związek z wadami wrodzonymi osoby ludzkiej, której życie zostało – przynajmniej w ziemskim wymiarze – przerwane, jednak zbrodnia została dokonana: czy w tym kontekście słowo „wybór”, promowane przez niektóre środowiska w celu zachęcenia do zabójstw dzieci i maskujące okrucieństwo podobnych czynów, nie odsłania swej prawdziwej natury?).
Niepełnosprawni, jeśli świat da im szansę, mogą być prawdziwymi świadkami Miłości – biorąc (ucząc tak zwaną zdrową większość, która zresztą nie istnieje – wrażliwości), ale i „współdając” Ją we współpracy z Bogiem, z całą wdzięcznością obdarowanego serca.
Być może dopust innej sprawności, jest też po to, byśmy przypominali sobie, że nie tylko w pięknie naszych ciał lub umysłów leży sukces; to przypomnienie, jest trzecią łaską, do której pragnę się w tym miejscu odnieść.
Jezus – sam przecież poraniony i nierozumiany przez większość Jemu współczesnych – relatywnie rzecz biorąc, uzdrawiał nielicznych, bramy Nieba otworzył zaś wszystkim, którzy potrafią kochać i ufają nie światu, ale Ranom z których wypłynęła Nadzieja.
Nadzieja, na mocy której (jak pięknie, plastycznie i ze znaną sobie wrażliwością, opisał to wybitny filozof, pisarz i dziennikarz angielski, Gilbert Keith Chesterton), to krzyż zawsze triumfuje nad doskonałością kuli(2).
Jest tak dlatego, że ramionami płynącej zeń Miłości, potrafi objąć cały zdumiony świat.
Odniesienia bibliograficzne:
- Kanał telewizjny Eternal World Television Network – dostęp przez usługę You Tube, wykorzystywaną przez tę stację.
- G. K. Chesterton. Kula i krzyż ( ang. The Ball and the Cross).
Tomasz, Racibórz
No comments:
Post a Comment